Koszty leczenia na Filipinach

leczenie i koszty szpitali na Filipinach - poszukujac raju

Leczenie na Filipinach ? 

Szlachetne zdrowie, Nikt się nie dowie, Jako smakujesz, Aż się zepsujesz. Tam człowiek prawie, tymi słowami postanowiłem rozpocząć dzisiejszy artykuł, który poświęcony będzie filipińskiej służbie zdrowia. 
Na podstawie swojego przykładu postaram się wam przedstawić sposób leczenia na Filipinach, a na końcu artykułu zamieszczę moje sługestie dla tych co postanowili wybrać się do tego pięknego kraju.
Tydzień temu wracając od rodzinki, złapała nas wielka ulewa. To chyba już nie dziwi nikogo, w tym okresie, w końcu to sezon deszczowy na Filipinach. Przemokliśmy do suchej nitki, a kierowca habal habal nie dawał za wygraną i pędził ile fabryka dała. Gdy dotarliśmy do domu, wziąłem szybki prysznic i pod kocyk. Następnego ranka obudziłem się z temperaturą, bólem głowy i stawów, dosłownie w jedną noc przemieniłem się w dziadka, który nie był w stanie iść za potrzebą. Wiele nie myśląc zapodawałem sobie paracetamol co cztery godzinki, z nadzieją że następnego dnia wszystko wróci do normy. Jednak gorączka utrzymywała się, a czasem nawet wzrastała do 40 stopni. następnego dnia rano postanowiliśmy, że podjedziemy do szpitala, zrobić badania kontrolne i zaczerpnąć informacji u lekarza.

Leczenie w Filipińskim szpitalu, ceny badań

Zapakowaliśmy się do trajka i w kilka chwil znaleźliśmy się w szpitalu. Gdy podeszliśmy do rejestracji, pan recepcjonista wypytał mnie o symptomy i przepisał mi badania, czyli karteczka na badanie krwi, moczu i prześwietlenie płuc ( gdyż kaszlałem ). I takim to sposobem - prześwietlenie płuc - 270 pesos, badanie krwi - 250 pesos, badanie moczu - 270 pesos. Opcja jest jedna, na każdym okienku widnieje napis, brak zapłaconego rachunku - brak wyników. Na wszystko wyczekaliśmy się troszkę, bo od 8 rano do 11. Gdy  miałem już wszystkie  papierki w ręku ( przejrzałem je sobie, w końcu mam mamę pielęgniarkę, stąd wiem co wyczytać z badań ) zaniosłem je do recepcji, gdzie ten sam recepcjonista przeprowadził ponownie dokładniejszy wywiad.
Moje objawy to : czerwone plamy na całym ciele pierwszego dnia choroby, ( było podejrzenie Denga )  wysoka gorączka, silne bóle stawów. Początkowo myślałem, że to doktor, gdy tak wypytywał mnie wszystko dokładnie. Zmierzył mi ciśnienie, tętno, temperaturę ( miałem wtedy 40 stopni ) i poprosił mnie o poczekaniu chwilkę na poczekalni. Nie minęło więcej niż dziesięć minut, gdy odezwał się głos lekarki wołającej mnie. Udaliśmy się wraz z Jhing do środka. Tam około trzydziestoletnia lekarka w fartuchu lekarskim, czyta bacznie moje wyniki i kręci głową. Mówi do mnie tak,  jest duże ryzyko, że przechodzisz Denga i w związku z tym zalecam Ci, byś został w szpitalu przez kolejne trzy dni. Mamy wolne miejsca w pokojach prywatnych, gdzie to tylko 800 pesos za dobę, plus opieka i leki. Na to, mówię, że raczej nie chciał bym zostawać w szpitalu, nie czuję się aż tak źle, proszę przepisać mi tylko coś na zbicie gorączki i na stawy. Tu muszę wspomnieć, że Denga leczy się tymi samymi metodami co grypę. Jednak lekarka obstawała bym został w szpitalu i na bieżąco robił badania w celu wyeliminowania Denga. Myślę sobie, wyniki mam wszystkie w normach, w moczy nie ma nic niepokojącego, krew mieści się w normie ze wszystkim, Hemoglobina bardzo dobra, więc po co mi szpital ? odpowiedź prosta - 800 pesos - pokój, 500 pesos badania dziennie, około 1000 pesos leki i inne dodatki, tak, szpital jest mi niezbędny ! Po dłuższej rozmowie Pni doktor zgodziła się, na to, bym zrobił jeszcze jedno badanie krwi - to na Denga - i wtedy zadecydujemy, czy mam zostać w szpitalu, czy mogę iść do domu. Wręczyła mi papierek z nazwą badania, po czym oznajmiła, że idzie na przerwę teraz i jak będę miał badanie to żebym na nią poczekał. Z owym druczkiem udaliśmy się do okienka, by Pani wydrukowała nam paragon do kasy. Badanko, jedno z najdroższych badań krwi jakie możliwe to tylko 1200 pesos, nawet te specjalistyczne wątroby kosztowały 980 pesos. W tej sytuacji postanowiłem zaryzykować, skoro wyniki nie są złe, a czerwone plamy z ciała same znikły na drugi dzień to Denga to na pewno nie jest. Takim to sposobem postanowiliśmy przeczekać do następnego dnia. Wróciliśmy do domu i tak jak wcześniej, brałem paracetamol co cztery godziny. Pod wieczór poczułem się głodny, a to pierwsza oznaka powrotu do zdrowia. Podjadłem sobie tutejszego specjału - humby, później ryżu  z jajkiem. W nocy jeszcze miałem temperaturę, rano na wyświetlaczu ukazało się upragnione 36.6 :) Wciąż chodziłem jak siedemdziesięciolatek ale z biegiem dnia rozruszałem się. 
Ale to nie koniec mojej historii z leczeniem się na Filipinach.
Tego samego dnia, gdzie ja poczułem się lepiej, Jhing oraz jej mama zaczęły dokuczać te same dolegliwości. Noc nie należała do spokojnych, żona miała 38 stopni gorączki przez większość nocy, brała paracetamol tak jak ja, plus zimne okłady i jakoś przetrwaliśmy do rana. Wraz z mamą postanowiliśmy, że skoro doktor w szpitalu nie pomógł za bardzo, a następnego dnia ja czułem się już dobrze, pójdziemy do lekarza ( coś w rodzaju przychodni zdrowia ). 

Filipińska przychodnia zdrowia

Centrum miasta, brama wejściowa jak do budynku mieszkalnego, wąskie schodki, rozsypane trociny i gwoździe. Wchodzimy na górę, tam pomieszczenie wielkości średniego pokoju w domu, biurko, przy którym stoi mężczyzna w czapeczce, koszulce polo i spodniach dresowych, kilkoro ludzi siedzi i czeka, nad schodami dwoje pracowników zabudowuje wnękę po byłym klimatyzatorze. Rozlega się dzwonek telefonu, podchodzi pierwsza w kolejce klientka, rozmawia chwile przez telefon, pan wypisuje jej jakąś malutką karteczkę wręcza jej, klientka wychodzi, podchodzi następna osoba, sytuacja się powtarza... nadszedł czas na Jhing. Podchodzi do telefonu, chwila rozmowy, karteczka i wychodzimy ... w pierwszym momencie myślałem, że to jakaś przychodnia na telefon, lekarz tak leniwy, że pracuje z domu na telefon, co by mnie to nie zdziwiło :). Jednak okazało się, że lekarz miał lekkie opóźnienie i chciał przyoszczędzić czasu ludziom czekającym, stąd wypytał wszystkich o symptomy i jak komuś potrzebne były jakieś badania to kierował od razu, by jak dotrze do przychodni to pacjenci będą już czekać z gotowymi badaniami. Jhing dostała skierowanie na badanie krwi. Udaliśmy się do pobliskiej placówki, dosłownie za rogiem przychodzi. Tu ceny troszkę niższe, to samo badanie krwi 160 pesos, a było gotowe po 10 minutach ( w szpitalu zajęło to prawie półtorej godziny ). Gdy wróciliśmy do przychodni, lekarz już był, recepcjonistka za biurkiem jak przystało i wszystko wyglądało na działające sprawnie. Po kilku chwilach lekarz zawołał Jhing do gabinetu. Starszy pan, bardzo uśmiechnięty, wesoły i kawalarz, pochodzenia chińskiego, znający kilku poetów polskich oraz Papierza Jana Pawła drugiego. Opowiedziałem mu historie swojej choroby, Jhing powiedziała co jej dolega, po czym lekarz uśmiechną się i powiedział, że to grypa wirusowa. Na mnie zadziałał paracetamol, na Jhing nie więc przepisał jej inny lek oraz syropek na wzmocnienie odporności. Pani recepcjonistka po chwili wręczyła nam paragon - 890 pesos do zapłaty i torebeczkę z lekiem.

Apteki

w woreczku na 5 dni leczenia
Leki przepisane przez lekarza w woreczku po sztuce

Na drugi dzień Jhing czuła się już całkiem dobrze, leki zadziałały i humorek zaczął dopisywać. Chciałbym wam tu powiedzieć drodzy, jak wybieracie się na Filipiny wykupcie sobie ubezpieczenie, zaoszczędzi wam to sporo wydatków. Jeśli ktoś zamierza przyjechać na dłużej, jest możliwość wykupienia sobie tutaj ubezpieczenia, jest to forma ta sama co posiadają Filipińczycy, płatna co miesiąc, ale o tym będę pisał w następnym artykule.
Życzę każdemu dużo zdróweczka :)









4 Komentarze

  1. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie :) taki komentarz to super nagroda dla autora :) Pozdrawiam Mateusz :)

      Usuń