Modlitwa, odnalezienie wewnętrznego spokoju.
Dziś, tego pięknego dnia sierpniowego, postanowiłem co poniektórych z Was, zaskoczyć treścią przekazu, jaką chciałbym się podzielić. Tematem dzisiejszego artykułu jest przedstawienie wam swojego poglądu na ciszę oraz podzielę się z wami tym, czym dla mnie jest modlitwa. Już tu na wstępie chciałbym was poprosić o wasze opinie i doświadczenia związane z modlitwą i medytacją.
Modlitwa - siła uleczenia.
Pochodzę z bardzo katolickiej rodziny, mój tato zawsze prowadzał mnie do Kościoła, pamiętam chwile kiedy siedziałem mu na stopach, gdy nie było gdzie usiąść Kościele. Pamiętam ten sznur dzieci, który za nami się ciągnął, gdy tata zabierał mnie na łąki, by wspólnie podziwiać dzieło przyrody, Boską rękę tchnienia życia. Wspomnienie bycia ministrantem, lektorem, pierwsze zetknięcie się z oazą, na której poznałem siłę modlitwy. Pamiętam też bardzo dokładnie, co pokazało mi jej siłę. Takie małe zdarzenie, a tak odmieniło mnie... Było to na jednej z pierwszych oaz, na które pojechałem. Pewnego dnia zatrułem się czymś i bardzo źle się czułem, wymiotowałem i nie miałem siły na nic. Nie pamiętam dokładnie ale miałem i chyba wtedy podwyższoną temperaturę. Kilkoro animatorów zebrało się wieczorem wokoło mnie, uklękli i rozpoczęli się modlić. Modlili się w ciszy, a jednocześnie czułem siłę energii unoszącej się wokół mnie. Była tak mocna i tak pozytywnie nastawiona, przesiąkała miłością, wydawało mi się, że cały wszechświat się do mnie uśmiecha, dobrze mi życząc. Wydawało mi się, że trwa to wiecznie, chciałbym by trwało i trwało. Po zakończeniu modlitwy, kompletnie zapomniałem, że byłem chory, że cokolwiek było nie tak z moim ciałem. W chwili zerwałem się na równe nogi i pobiegłem do kuchni, bo poczułem nieodparty głód, jak bym kilka dni nic nie jadł. Zdrowy jak nigdy wcześniej. Tego dnia wieczorem dużo rozmyślałem ( zostało mi to do dziś ), czym tak naprawdę jest modlitwa. Gromadziłem doświadczenia swojego życia, podniosłe chwile, bolesne upadki, to pod górkę, to z wirem rzeki. Teraz myślę, że jestem gotowy w swych spostrzeżeniach, by podzielić się nimi z wami.
Od czasu tego "incydentu" minęło wiele lat, życie prowadziło mnie krętą drogą. Doświadczało mnie nieustannie, to spełniając najskrytsze marzenia, to dając mi kompletne przeciwności losu, oraz spełnianie się tych najgorszych koszmarów nocnych. Kościoła trzymałem się zawsze, jak i muzyki, słuchając jej, zawsze podążałem emocjami kołyszącymi mnie w rytm. Szczególnie muzyka poważna i jazz. Wielu z was, którzy mnie znają osobiście może powiedzieć, że mam hopla na punkcie muzyki, że żyję nią i też wiedzą, że nie umie stać sztywno, nie okazując emocji. To Ja. Zawsze starałem się podążać swoją drogą, owszem, czasem próbowałem naśladować innych, jednak zawsze wracało do mnie odbicie mnie samego, jako kogoś sztucznego, nienaturalnego. Zastanawiało mnie nie raz, jak to jest z tym naszym życiem, że dzieje się coś w około nas i taki ma wielki impact na nas samych, jak to jest, że wszystko dookoła się tak szybko zmienia, a często mamy wrażenie, że stoimy w miejscu. Czym są nasze obawy, jak wytłumaczyć strach, jaki nas ogarnia gdy postanawiamy coś zmienić w naszym życiu. W końcu, dla czego nawet jeśli my się zmieniamy, wszystko w około nas wydaje się być takim samym, co sprawia że zastanawiamy się, czy na pewno się zmieniliśmy. Powiem wam drodzy, że wyjazd mój na Filipiny był strzałem w dziesiątkę, to tak jak by ktoś odpowiedział na wszystkie moje pytania, dając mi książeczkę, z instrukcją obsługi życia. Samo opuszczenie skorupki i ciepłego gniazdka, sprawiło, że uwierzyłem, że jedyne co trzyma mnie w miejscu jestem ja sam. To tak jak czekając, aż moje odbicie w lustrze uśmiechnie się najpierw. Jedna decyzja i świat w około mnie odmienił się diametralnie. Wiedzcie kochani, że to co chcecie podświadomie czy świadomie zobaczyć - to właśnie wam się ukarze. To tak jak wyobrażałem sobie wyjazd na Filipiny, jako odskocznie od wielkiego betonowego świata zamkniętych w sobie ludzi, do świata gdzie będę miał niezliczoną liczbę dobrze i miło nastawionych ludzi, którzy zawsze będą uśmiechnięci. Takim samym wyobrażeniem przyjął mnie Londyn gdy tu wróciłem. Bałem się powrotu do tych smutnych zamglonych sztucznych twarzy, do tej walki z wiatrakami. Tak też i przywitał mnie Londyn. Dokładnie to co podświadomie wiedziałem, że mnie spotka, to właśnie mnie napotkało. Aby zastosować teorie w życie, czasem potrzeba czasu. Odkryłem, że wszystko to co wzbudza w nas podekscytowanie, co powoduje, że łączymy się z samym sobą, wyłączając własne ego, to manifestuje się. Nie zrozumcie mnie źle, to wszystko już jest, tyle że nie dostrzegane przez nas.
Przeszkoda w modlitwie - własne EGO
W Modlitwie, jak że często prosimy o coś, ileż to chcemy od Boga otrzymać, jak bardzo go potrzebujemy gdy nam się koło tyłka pali. Częste wołanie, szlochanie, płacz... a przecież wszystko już jest, wszystko co dobre dla nas czeka, przed naszym nosem, a my jak pan Filary szukamy nie mogąc znaleźć. Bóg jest wszędzie, jest wszystkim, jest każdym z nas, jest Stworzeniem, w każdej religii z jaką się zetknąłem. Jedyną przeszkodą w zrozumieniu i przyjęciu tego do wiadomości jest własne EGO. Modlitwę powiązał bym z kontemplacją. Jest to wyciszenie siebie, swoich myśli i oddanie się temu co naprawdę istnieje, przejście w tu i teraz. Zatrzymanie się w obecnej chwili i słuchaniu muzyki ciszy. Każdy z nas wiele razy przeżył moment zatracenia się w czasie. To gdy słuchamy jakiejś muzyki, czy jadąc w metrze, czy czytając książkę. To chwila trwająca na tyle długo, by całkowicie nas zrelaksować. To stan świadomości, w którym jesteśmy czymś więcej niż kupą mięśni i kości obleczoną workiem ze skóry. Ten stan takiego właśnie odlecenia, jest tym stanem jaki w medytacji usiłuje się osiągnąć różnymi technikami. To nic innego jak wyciszenie własnego Ego. Każde doświadczenie jakie napotykamy na swojej drodze życia, możemy interpretować pozytywnie jak i negatywnie. Każdy zna to powiedzenie, szklanka w połowie pusta, lub, szklanka w połowie pełna. Teraz całkiem świadomie wiem, że podjąłem drogę poznania, tego uczucia pełnej wszechogarniającej mnie miłości z tego zdarzenia z przed tak wielu lat. Wiem, i jestem tego świadom, że każde zetknięcie się z moimi emocjami i analizowanie ich doprowadziło mnie do tego miejsca, w którym poznałem co chciałem poznać. Czy to miejsca, ludzie, przyroda, muzyka, wzbudzały we mnie chęć dążenia tą właśnie drogą. To nauka skupienia się na tym co mam i na tym kim jestem.
Jesteśmy otoczeni dźwiękami, nie tylko tymi pochodzącymi z zewnątrz. Całe nasze istnienie to nieustanny szum, którego nie da się zrozumieć, zinterpretować ani ogarnąć w jakikolwiek sposób. Jedyne co możemy z tym zrobić to odfiltrować go... odłączyć od naszego postrzegania. W mediach, przekazach ludzkich, dowiadujemy się nieustanie o nowych odkryciach sprzecznych z poprzednimi odkryciami. Nagonki polityczne, afery, bombardowanie nas z wszystkich stron informacjami. A my ? wpatrzeni w ekran, chłoniemy całą manipulację, jak gąbka wchłania wodę, nie dając sobie chwili czasu na zamyślenie się. Wszędzie się śpieszymy, wszystko musimy zrobić, planujemy każdą chwilę dnia i nocy z wyprzedzeniem, by zdążyć... zapominając, o tak ważnej, choćby malutkiej chwilce, by skupić się na sobie, by posłuchać siebie. Patrzymy w dal, nie dostrzegając tego co jest w nas. Oduczyliśmy się słuchać własnej intuicji, naszego głosu serca, bo przecież w telewizji powiedzieli, że jest inaczej. Przeżywamy losy bohaterów filmowych, jak byśmy nie mieli swojego życia.
A ja chciałbym Was poprosić o tą malutką chwilkę w waszym codziennym życiu, byście zatrzymali się w tym biegu donikąd i spojrzeli na siebie w odbiciu lustra, usiedli w parku i posłuchali przyrody. Byście pomyśleli o sobie. Posłuchali co macie sobie do powiedzenia. Cywilizacja którą jesteśmy otoczeni nie daje nam chwili do zastanowienia. Chcemy mieć, chcemy być, chcemy osiągnąć. Przecież to są priorytety tego świata. A tak przecież nie jest, Ludzie zapominają być ludźmi, stajemy się drapieżnikami, odizolowani, zapatrzeni w własne ego. Oddalamy się od siebie. Im większe miasto tym więcej samotnych. Kolejki u psychiatry, tabletki, stres, choroby... czy tak wyobrażacie sobie bycie człowiekiem 21 wieku ? Czy nie interesują was losy przyszłych pokoleń ? Czy konsumpcjonizm....
Istnieje coś jeszcze, coś co nie można nazwać rzeczą i coś co nie ma ceny, a jednocześnie jest bezcenne. Coś o czym nikt nas nie nauczył w szkole, ani nikt o tym nie mówi w telewizji. To "coś" to życie każdego z nas.
0 Komentarze